26 stycznia 2015

18. To jest pewnego rodzaju kara dla mnie.



Moje "nic mi nie jest" tym razem nie było niczym. Poszłam do lekarza i okazało się, że mam ostre zapalenie płuc. Dostałam skierowanie do szpitala.
Mój tata zrobił wielką awanturę wraz z Niallem jak chcieli mnie położyć na łóżku w korytarzu. Specjalnie dopłacili, abym dostała jednoosobowy pokój z łazienką. Nie odpowiadało mi to, bo wolałam już leżeć przy tych wszystkich przechodniach i mieć kontakt z jakimikolwiek ludźmi.
Leżałam już którąś godzinę patrząc się w biały sufit. Czekałam, aż Niall przyjedzie. Tata poprosił go o pomoc przy moim aucie, którym ostatnio jeździł. Niestety, coś poszło nie tak i moja skoda odmówiła tacie posłuszeństwa, a teraz stoi na podjeździe unieruchomiona.
- Nic Ci nie potrzeba? - zapytała mnie pielęgniarka, kiedy weszła zmierzyć mi temperaturę.
- Nie. - odpowiedziałam patrząc jej w oczy.
- W razie czego wołaj. - uśmiechnęła się i wyszła.
Zniecierpliwiona wzięłam komórkę i wykręciłam numer Nialla.
- Już jestem w szpitalu. - rzucił szybko i się rozłączył.
Drzwi od pokoju otworzyły się i wszedł do niego Niall.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było. - pocałował mnie w czoło.
- Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się. - Widziałeś mamę?
- Tak, wszystko jest w porządku. Trochę się o Ciebie martwi, ale to przecież jest normalne.
- Ale narobiłam. Tylko dodatkowe kłopoty. - westchnęłam.
- Nie prawda. Dobrze, że poszłaś do lekarza. Gdybyś tego nie zrobiła mogło by być gorzej. - przejechał dłonią po moim czole.
Do pokoju wszedł lekarz z jakimiś papierami. Ten sam lekarz, który opiekował się Leonem.
- Jak się dzisiaj macie? - spytał uśmiechając się do mnie i Nialla.
- Bardzo dobrze. - odpowiedziałam.
- Przyniosłem coś. - powiedział doktor Lawrence i podał papier Niallowi.
Chłopak otworzył szeroko oczy.
- Mogę zabrać ją do domu? - spytał patrząc na lekarza.
- Tak, ale masz się nią zająć tak jak jest napisane w zaleceniach. - podał mojemu chłopakowi następne kartki. - Wykupcie recepty i niech przyjmuje leki według rozpiski. Za jakieś trzy góra cztery dni powinno już jej zupełnie ustąpić.
- Nareszcie do domu! - wykrzyknęłam.
Zaśmiali się.
- Jak Elen przeżyła śmierć Leona?
- Dała radę. Pomogliśmy jej na tyle ile mogliśmy. - powiedział Niall. - Ciągle ma depresję, ale przejdzie jej.
- Oby. Szkoda mi jej. Śmierć dziecka to najgorsze co mogło ją spotkać. - lekarz zapisał coś w mojej karcie. - Pakujcie się i do domu.
Uśmiechnął się i wyszedł. Wstałam z łóżka i wyciągnęłam torbę.
- Idź się wykąp i przebierz, a ja Cię spakuje. - popchnął mnie w kierunku łazienki.
Zabrałam rzeczy i poszłam się umyć. Przebrałam się i zgarnęłam wszystkie moje rzeczy z łazienki. Wyszłam i wrzuciłam je do torby. Niall zamknął ją.
- Wszystko zebrałeś? - spytałam wiążąc buty.
- Tak. Gotowa jesteś?
- Gotowa! - zeskoczyłam z łóżka i wzięłam moją torebkę.
Niall zawiesił torbę na ramię i wziął mnie za rękę. Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do samochodu.
- Nareszcie będę spała w swoim łóżku.
- Nie, skarbie. - uśmiechnął się.
- Jak to? - spytałam.
- Będziesz mieszkała u mnie do momentu kiedy będziesz całkiem zdrowa. Zapalenie płuc nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem jeżeli chodzi o twoją mamę. Nie powinnyście się spotkać dopóki nie będziesz w pełni sił.
- Ah. - westchnęłam.
Niall się strasznie o nas martwił. To było na prawdę słodkie. Miał dużo racji z tym, że moja mama nie powinna mieć ze mną kontaktu aż do mojego pełnego wyzdrowienia. Narobiłam naszym rodzinom swoją chorobą dużo problemów. Tata zamiast opiekować się mamą martwił się o mnie. Niall pomagał nam tak bardzo jak tylko mógł, ale nie zawsze mu to wychodziło. Jego mama porzuciła pracę, bo nie miała siły. Niall musiał podjąć dorywczą pracę by zadbać o finanse jego rodziny. Elen obwiniała się o dosłownie wszystko. Obiecała nam, że wróci do pracy tak szybko jak będzie mogła.



Siedzieliśmy z Niallem przed komputerem i szukaliśmy jakiegoś miejsca aby wyjechać z przyjaciółmi i otworzyć nasze koperty z uniwersytetów.
- Nie chcę prażyć się na słońcu. - powiedziałam leżąc z głową spuszczoną z łóżka.
- Może chcesz leżeć w piętnastu kocach i nie czuć palców. - zaśmiał się Niall.
- Nie. To nie dla mnie. - zmarszczyłam brwi. - Może coś po środku? Hm... Wiem!
Niall odwrócił się do mnie przodem i uniósł brwi.
- Na co wpadł ten twój genialny mózg?
Zaśmiałam się.
- Pamiętasz jak byliśmy w Londynie?
- Tak, pamiętam.
- Jedliśmy wtedy polskie jedzenie. Może tak wybierzemy się do centralnej Europy?
- W sumie to dobry pomysł. Tylko wiesz. Tam jest zupełnie inny klimat niż tu i może być o wiele cieplej.
- I tak będzie tam lepiej niż jakieś Hawaje, albo coś. – powiedziałam.
- Mieliśmy zostać w kraju. – przypomniał mi Niall.
Spojrzałam na niego. Wszyscy twierdzili, że nie powinnam wyjeżdżać z kraju, bo moja mama umiera.
- Masz rację. To może wybierzmy się do Donegalu? – spytałam. – Jakiś biwak czy co.
- Brzmi fajnie. – odwrócił się do komputera. – Zaraz coś znajdę.
Było mi naprawdę przykro, że przeze mnie nigdzie nie pojedziemy. Zwłaszcza, że teraz są wakacje i nie mielibyśmy żadnego problemu z rodzicami by nas gdziekolwiek puścili. Niestety, nikt z moich przyjaciół nie chciał słyszeć o jakimkolwiek wyjeździe z kraju.
Niall znalazł pole kempingowe i zarezerwował kilka miejsc na namioty. Mieliśmy udać się tam samochodami, więc również musiał zadbać o parking.
- Mam namiot dwuosobowy także nie będziesz musiała spać z nimi. – zaśmiał się Niall.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo Lena chrapie. Już nie wspominam nawet o reszcie. – powiedziałam żartobliwie.
Niall zaczął się przeraźliwie śmiać. Klepnęłam go w tyłek i od razu się uspokoił.
- Nie lubię jak dotykasz mnie po dupie.
- Trudno. – uśmiechnęłam , się do niego.
Uniósł brwi.
- Co? – spytałam.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie. – schowałam twarz w poduszkę.
- To dobrze. – pocałował mnie w głowę.
- Jesteś taki tępy!


Następnego dnia spotkaliśmy się z Harrym i Louisem w McDonald’sie.
- Donegal? – spytał zdziwiony Lou.
- Tak. Początkowo chcieliśmy wywieźć was do Polski, ale potem przypomniało mi się, że powinniśmy zostać w Irlandii ze względu na Nancy i jej mamę.
Znowu miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie nie mogą wyjechać.
- Oh, przestańcie. Jeżeli tak bardzo chcecie jechać za granicę to jedźmy. – powiedziałam.
- Zostaniemy tu. – powiedział stanowczo Niall.
Zirytował mnie. Wstałam i oparłam się dłońmi o blat naszego stolika.
- Nie chcę by ktokolwiek psuł sobie wakacyjne plany, bo moja matka ma raka i zaraz umrze! – krzyknęłam w twarz Niallowi. Ludzie się na nas popatrzyli więc następne zdania wypowiadałam przez zaciśnięte usta. – Mam mega wyrzuty sumienia, a ty, Niall, jeszcze bardziej to wszystko do cholery utrudniasz. Ja rozumiem, że powinnam być blisko jakby się coś działo, ale nie mam dziesięciu lat i też mam własne życie. Jest tu mój tata i Elen, którzy mogą zająć się mamą.
Harry i Lou się nam przyglądali. Patrzyłam prosto w oczy Nialla. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Mam dość tego, że wszystko robicie pode mnie. Wypisuję się z tych wakacji.
Odwróciłam się i wyszłam. Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim kłócić, bo zdawałam sobie z tego sprawę, że będzie chciał w jakiś sposób mnie uspokoić i przekabacić na swoje.

Kiedy szłam do domu, ktoś mnie złapał za ramię i odwrócił.
- Nikt niczego nie robi pod Ciebie. Wszyscy stwierdziliśmy, że będzie lepiej jeżeli tu zostaniemy i wcale nie rozpaczamy, że nie udajemy się na jakieś mega wypasione wakacje. Jest nam dobrze w Irlandii i tu właśnie chcemy zostać. Owszem, jest to również spowodowane tym, że twoja mama umiera na raka, ale to jest tylko jeden z tysiąca powodów dla których nie ruszamy się za granice.
Patrzyłam na Harrego. Mój mózg powoli zaczął przetwarzać informacje, które chłopak właśnie mi przekazał. Cieszyłam się, że to on mnie dogonił, a nie Niall. Obecność tego ostatniego tylko wyprowadziła by mnie z powrotem z równowagi.
- To podaj mi inny powód dla którego nie jedziemy za granicę. – skrzyżowałam ręce na piersi.
Chłopak odwrócił wzrok.
- Właśnie. Nie ma innych powodów. – moje poirytowanie zaczęło wymykać się spod kontroli. – Nie mam ochoty później słuchać, że przeze mnie zostaliśmy w kraju!
- Nancy, uspokój się! Nikt tego kurwa nie robi pod Ciebie! Zrozum to do jasnej cholery! – Harry się zdenerwował.
Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się do mnie odnosił w ten sposób. Zrobiło mi się naprawdę przykro. Cofnęłam się o krok.
- Nie chce nam się kurwa wyjeżdżać z kraju i również dlatego chcemy zostać tu. Nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd. – patrzył mi prosto w oczy.
- A niby dlaczego?
- Zapytaj się reszty. Nie potrzebnie naskoczyłaś na Nialla. Zraniłaś go.
- Naskoczyłam na niego, bo wdaje się niepotrzebnie w dyskusje! Zrozum to wreszcie! Rak mojej matki to nie jest powód bym niszczyła wam i sobie wakacje.
Harry nie dawał za wygraną.
- To nie jest powód. Ty nim jesteś.
- Jak to ja? – byłam totalnie zdezorientowana.
- Wszyscy się o Ciebie zamartwiają. Nawet nie wiesz jak się zmieniłaś od śmierci Leona i wieści o chorobie twojej mamy. Wymykasz nam się z rąk, a my chcemy Ci pomóc najbardziej jak tylko możemy. Jesteś naszą przyjaciółką, a dla niektórych siostrą. Kochamy Cię i nie chcemy by stało Ci się coś złego, dlatego proszę ogarnij się i zrozum, że ranisz ludzi swoim zachowaniem.
- Jeżeli chciałeś namieszać mi w głowie to gratuluję, bo cel właśnie został osiągnięty. – odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w kierunku domu.

Po przejściu około pięćdziesięciu metrów podjechał do mnie samochód. Za kierownicą siedział Louis.
- Podwiozę Cię. – zaproponował.
- Nie, dziękuje. – nie spojrzałam na niego. Ruszyłam dalej.
- Nancy, nie bądź uparta.
Zatrzymałam się. Westchnęłam i wsiadłam do samochodu. Podczas jazdy Louis próbował kilka razy nawiązać ze mną jakąkolwiek komunikację, ale ja nie byłam do tego skora. Wysiadłam u siebie i mu podziękowałam. Weszłam do domu i zamknęłam szybko drzwi na klucz. Miałam już wszystkiego powoli dość.


Nie odzywałam się do Nialla przez dwa dni. Również z innymi nie chciałam rozmawiać. Telefon cały czas dzwonił, a ja ich wszystkich olewałam. Chciałam zostać sama by móc wszystko przemyśleć.
Ostatnio powoli zaczęłam przeradzać się w egoistkę. Dosłownie zamieniałam się w damską wersję Leona. Również mój tata mi to uświadomił wczoraj przy kolacji jak zaczęłam krytykować go za gotowanie i radzenie sobie w domowych obowiązkach. Był naprawdę urażony tym co mu powiedziałam. Mama się nawet nie odezwała, bo bała się, że odpowiem jej coś równie bolącego jak to co rzuciłam do taty.
Zeszłam na dół. Rodzice siedzieli i jedli śniadanie. Spojrzeli na mnie kiedy zjawiłam się w kuchni, a później wrócili do spożywania posiłku. Stwierdziłam, że nie zjem dzisiaj śniadania. To była pewnego rodzaju kara dla mnie za wczorajsze odniesienie się do mojego taty.
- Tato?
Spojrzał na mnie.
- Chciałabym Cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Wiem, przesadziłam. Ale ostatnio za dużo rzeczy dzieje się w moim życiu. Wszystko mi się komplikuje i nie umiem sobie z tym poradzić. Chciałabym być inna, ale nie daje rady. Zmieniam się w egoistkę. Staję się nowym Leonem w damskiej postaci.
- Cieszę się, że zrozumiałaś swój błąd. – uśmiechnął się. – A teraz zrób sobie śniadanie i siadaj.
- Dzisiaj nie zjem śniadania. Za karę.
- Nancy, wiesz dobrze, że nie powinnaś opuszczać posiłków. – zwróciła mi uwagę mama.
- To pewnego rodzaju kara dla mnie. Po części bolesna, ale powinnam ponieść konsekwencje tego co mówię.  

___________________________________________________________________________________

Możecie mnie zabić!
Tak wiem, że rozdział pojawia się naprawdę późno. 
Niestety nie miałam ostatnio weny i moje pisanie rozdziału wyglądało tak, że dziennie dodawałam jedno zdanie do niego. 
Teraz jest trochę lepiej i może jeszcze dzisiaj wieczorem pojawi się rozdział 19 a jutro 20 i epilog.
Więc w piątek zaczniemy z drugą częścią :)
 

1 komentarz:

  1. No i przeczytałam został mi do nadrobienia jeszcze jeden, dlatego też będę się streszczać tutaj. Muszę stwierdzić iż Nan naprawdę przesadza i robi z siebie taką co to nie ona. Przecież wszyscy chcą dla niej dobrze, a ona utrudnia sobie życie xd Ehh ona jest uparta xd Robi z siebie supermena, a zapomina że jest tylko zwykłym człowiekiem. Niech przeprosi Nialla i niech będą szczęśliwi jak Fred i Wilma xd

    OdpowiedzUsuń