Moje "nic mi
nie jest" tym razem nie było niczym. Poszłam do lekarza i okazało się, że
mam ostre zapalenie płuc. Dostałam skierowanie do szpitala.
Mój tata zrobił
wielką awanturę wraz z Niallem jak chcieli mnie położyć na łóżku w korytarzu.
Specjalnie dopłacili, abym dostała jednoosobowy pokój z łazienką. Nie
odpowiadało mi to, bo wolałam już leżeć przy tych wszystkich przechodniach i
mieć kontakt z jakimikolwiek ludźmi.
Leżałam już którąś
godzinę patrząc się w biały sufit. Czekałam, aż Niall przyjedzie. Tata poprosił
go o pomoc przy moim aucie, którym ostatnio jeździł. Niestety, coś poszło nie
tak i moja skoda odmówiła tacie posłuszeństwa, a teraz stoi na podjeździe
unieruchomiona.
- Nic Ci nie potrzeba?
- zapytała mnie pielęgniarka, kiedy weszła zmierzyć mi temperaturę.
- Nie. -
odpowiedziałam patrząc jej w oczy.
- W razie czego
wołaj. - uśmiechnęła się i wyszła.
Zniecierpliwiona
wzięłam komórkę i wykręciłam numer Nialla.
- Już jestem w
szpitalu. - rzucił szybko i się rozłączył.
Drzwi od pokoju
otworzyły się i wszedł do niego Niall.
- Przepraszam, że
tak długo mnie nie było. - pocałował mnie w czoło.
- Nie szkodzi. -
uśmiechnęłam się. - Widziałeś mamę?
- Tak, wszystko
jest w porządku. Trochę się o Ciebie martwi, ale to przecież jest normalne.
- Ale narobiłam.
Tylko dodatkowe kłopoty. - westchnęłam.
- Nie prawda.
Dobrze, że poszłaś do lekarza. Gdybyś tego nie zrobiła mogło by być gorzej. -
przejechał dłonią po moim czole.
Do pokoju wszedł
lekarz z jakimiś papierami. Ten sam lekarz, który opiekował się Leonem.
- Jak się dzisiaj
macie? - spytał uśmiechając się do mnie i Nialla.
- Bardzo dobrze. -
odpowiedziałam.
- Przyniosłem coś.
- powiedział doktor Lawrence i podał papier Niallowi.
Chłopak otworzył
szeroko oczy.
- Mogę zabrać ją do
domu? - spytał patrząc na lekarza.
- Tak, ale masz się
nią zająć tak jak jest napisane w zaleceniach. - podał mojemu chłopakowi
następne kartki. - Wykupcie recepty i niech przyjmuje leki według rozpiski. Za
jakieś trzy góra cztery dni powinno już jej zupełnie ustąpić.
- Nareszcie do
domu! - wykrzyknęłam.
Zaśmiali się.
- Jak Elen przeżyła
śmierć Leona?
- Dała radę.
Pomogliśmy jej na tyle ile mogliśmy. - powiedział Niall. - Ciągle ma depresję,
ale przejdzie jej.
- Oby. Szkoda mi jej.
Śmierć dziecka to najgorsze co mogło ją spotkać. - lekarz zapisał coś w mojej
karcie. - Pakujcie się i do domu.
Uśmiechnął się i
wyszedł. Wstałam z łóżka i wyciągnęłam torbę.
- Idź się wykąp i
przebierz, a ja Cię spakuje. - popchnął mnie w kierunku łazienki.
Zabrałam rzeczy i
poszłam się umyć. Przebrałam się i zgarnęłam wszystkie moje rzeczy z łazienki.
Wyszłam i wrzuciłam je do torby. Niall zamknął ją.
- Wszystko
zebrałeś? - spytałam wiążąc buty.
- Tak. Gotowa
jesteś?
- Gotowa! -
zeskoczyłam z łóżka i wzięłam moją torebkę.
Niall zawiesił
torbę na ramię i wziął mnie za rękę. Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do
samochodu.
- Nareszcie będę
spała w swoim łóżku.
- Nie, skarbie. -
uśmiechnął się.
- Jak to? -
spytałam.
- Będziesz
mieszkała u mnie do momentu kiedy będziesz całkiem zdrowa. Zapalenie płuc nie
jest zbyt dobrym rozwiązaniem jeżeli chodzi o twoją mamę. Nie powinnyście się
spotkać dopóki nie będziesz w pełni sił.
- Ah. -
westchnęłam.
Niall się strasznie
o nas martwił. To było na prawdę słodkie. Miał dużo racji z tym, że moja mama
nie powinna mieć ze mną kontaktu aż do mojego pełnego wyzdrowienia. Narobiłam
naszym rodzinom swoją chorobą dużo problemów. Tata zamiast opiekować się mamą
martwił się o mnie. Niall pomagał nam tak bardzo jak tylko mógł, ale nie zawsze
mu to wychodziło. Jego mama porzuciła pracę, bo nie miała siły. Niall musiał
podjąć dorywczą pracę by zadbać o finanse jego rodziny. Elen obwiniała się o
dosłownie wszystko. Obiecała nam, że wróci do pracy tak szybko jak będzie
mogła.
Siedzieliśmy z
Niallem przed komputerem i szukaliśmy jakiegoś miejsca aby wyjechać z
przyjaciółmi i otworzyć nasze koperty z uniwersytetów.
- Nie chcę prażyć
się na słońcu. - powiedziałam leżąc z głową spuszczoną z łóżka.
- Może chcesz leżeć
w piętnastu kocach i nie czuć palców. - zaśmiał się Niall.
- Nie. To nie dla
mnie. - zmarszczyłam brwi. - Może coś po środku? Hm... Wiem!
Niall odwrócił się
do mnie przodem i uniósł brwi.
- Na co wpadł ten
twój genialny mózg?
Zaśmiałam się.
- Pamiętasz jak
byliśmy w Londynie?
- Tak, pamiętam.
- Jedliśmy wtedy
polskie jedzenie. Może tak wybierzemy się do centralnej Europy?
- W sumie to dobry
pomysł. Tylko wiesz. Tam jest zupełnie inny klimat niż tu i może być o wiele
cieplej.
- I tak będzie tam lepiej
niż jakieś Hawaje, albo coś. – powiedziałam.
- Mieliśmy zostać w
kraju. – przypomniał mi Niall.
Spojrzałam na
niego. Wszyscy twierdzili, że nie powinnam wyjeżdżać z kraju, bo moja mama
umiera.
- Masz rację. To
może wybierzmy się do Donegalu? – spytałam. – Jakiś biwak czy co.
- Brzmi fajnie. –
odwrócił się do komputera. – Zaraz coś znajdę.
Było mi naprawdę
przykro, że przeze mnie nigdzie nie pojedziemy. Zwłaszcza, że teraz są wakacje
i nie mielibyśmy żadnego problemu z rodzicami by nas gdziekolwiek puścili.
Niestety, nikt z moich przyjaciół nie chciał słyszeć o jakimkolwiek wyjeździe z
kraju.
Niall znalazł pole
kempingowe i zarezerwował kilka miejsc na namioty. Mieliśmy udać się tam
samochodami, więc również musiał zadbać o parking.
- Mam namiot
dwuosobowy także nie będziesz musiała spać z nimi. – zaśmiał się Niall.
- Nawet nie zdajesz
sobie sprawy jak bardzo Lena chrapie. Już nie wspominam nawet o reszcie. –
powiedziałam żartobliwie.
Niall zaczął się
przeraźliwie śmiać. Klepnęłam go w tyłek i od razu się uspokoił.
- Nie lubię jak
dotykasz mnie po dupie.
- Trudno. –
uśmiechnęłam , się do niego.
Uniósł brwi.
- Co? – spytałam.
- Czy ty coś
sugerujesz?
- Nie. – schowałam
twarz w poduszkę.
- To dobrze. –
pocałował mnie w głowę.
- Jesteś taki tępy!
Następnego dnia
spotkaliśmy się z Harrym i Louisem w McDonald’sie.
- Donegal? – spytał
zdziwiony Lou.
- Tak. Początkowo
chcieliśmy wywieźć was do Polski, ale potem przypomniało mi się, że powinniśmy
zostać w Irlandii ze względu na Nancy i jej mamę.
Znowu miałam
wyrzuty sumienia, że to przeze mnie nie mogą wyjechać.
- Oh, przestańcie.
Jeżeli tak bardzo chcecie jechać za granicę to jedźmy. – powiedziałam.
- Zostaniemy tu. –
powiedział stanowczo Niall.
Zirytował mnie.
Wstałam i oparłam się dłońmi o blat naszego stolika.
- Nie chcę by
ktokolwiek psuł sobie wakacyjne plany, bo moja matka ma raka i zaraz umrze! –
krzyknęłam w twarz Niallowi. Ludzie się na nas popatrzyli więc następne zdania
wypowiadałam przez zaciśnięte usta. – Mam mega wyrzuty sumienia, a ty, Niall,
jeszcze bardziej to wszystko do cholery utrudniasz. Ja rozumiem, że powinnam
być blisko jakby się coś działo, ale nie mam dziesięciu lat i też mam własne
życie. Jest tu mój tata i Elen, którzy mogą zająć się mamą.
Harry i Lou się nam
przyglądali. Patrzyłam prosto w oczy Nialla. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale
mu przerwałam.
- Mam dość tego, że
wszystko robicie pode mnie. Wypisuję się z tych wakacji.
Odwróciłam się i
wyszłam. Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim kłócić, bo zdawałam sobie z
tego sprawę, że będzie chciał w jakiś sposób mnie uspokoić i przekabacić na
swoje.
Kiedy szłam do
domu, ktoś mnie złapał za ramię i odwrócił.
- Nikt niczego nie
robi pod Ciebie. Wszyscy stwierdziliśmy, że będzie lepiej jeżeli tu zostaniemy
i wcale nie rozpaczamy, że nie udajemy się na jakieś mega wypasione wakacje.
Jest nam dobrze w Irlandii i tu właśnie chcemy zostać. Owszem, jest to również
spowodowane tym, że twoja mama umiera na raka, ale to jest tylko jeden z
tysiąca powodów dla których nie ruszamy się za granice.
Patrzyłam na
Harrego. Mój mózg powoli zaczął przetwarzać informacje, które chłopak właśnie
mi przekazał. Cieszyłam się, że to on mnie dogonił, a nie Niall. Obecność tego
ostatniego tylko wyprowadziła by mnie z powrotem z równowagi.
- To podaj mi inny
powód dla którego nie jedziemy za granicę. – skrzyżowałam ręce na piersi.
Chłopak odwrócił
wzrok.
- Właśnie. Nie ma
innych powodów. – moje poirytowanie zaczęło wymykać się spod kontroli. – Nie
mam ochoty później słuchać, że przeze mnie zostaliśmy w kraju!
- Nancy, uspokój
się! Nikt tego kurwa nie robi pod Ciebie! Zrozum to do jasnej cholery! – Harry
się zdenerwował.
Nie byłam
przyzwyczajona do tego, że ktoś się do mnie odnosił w ten sposób. Zrobiło mi
się naprawdę przykro. Cofnęłam się o krok.
- Nie chce nam się
kurwa wyjeżdżać z kraju i również dlatego chcemy zostać tu. Nie każdy może
sobie pozwolić na wyjazd. – patrzył mi prosto w oczy.
- A niby dlaczego?
- Zapytaj się
reszty. Nie potrzebnie naskoczyłaś na Nialla. Zraniłaś go.
- Naskoczyłam na
niego, bo wdaje się niepotrzebnie w dyskusje! Zrozum to wreszcie! Rak mojej
matki to nie jest powód bym niszczyła wam i sobie wakacje.
Harry nie dawał za
wygraną.
- To nie jest
powód. Ty nim jesteś.
- Jak to ja? –
byłam totalnie zdezorientowana.
- Wszyscy się o
Ciebie zamartwiają. Nawet nie wiesz jak się zmieniłaś od śmierci Leona i wieści
o chorobie twojej mamy. Wymykasz nam się z rąk, a my chcemy Ci pomóc
najbardziej jak tylko możemy. Jesteś naszą przyjaciółką, a dla niektórych
siostrą. Kochamy Cię i nie chcemy by stało Ci się coś złego, dlatego proszę
ogarnij się i zrozum, że ranisz ludzi swoim zachowaniem.
- Jeżeli chciałeś
namieszać mi w głowie to gratuluję, bo cel właśnie został osiągnięty. –
odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w kierunku domu.
Po przejściu około
pięćdziesięciu metrów podjechał do mnie samochód. Za kierownicą siedział Louis.
- Podwiozę Cię. –
zaproponował.
- Nie, dziękuje. –
nie spojrzałam na niego. Ruszyłam dalej.
- Nancy, nie bądź
uparta.
Zatrzymałam się.
Westchnęłam i wsiadłam do samochodu. Podczas jazdy Louis próbował kilka razy
nawiązać ze mną jakąkolwiek komunikację, ale ja nie byłam do tego skora.
Wysiadłam u siebie i mu podziękowałam. Weszłam do domu i zamknęłam szybko drzwi
na klucz. Miałam już wszystkiego powoli dość.
Nie odzywałam się
do Nialla przez dwa dni. Również z innymi nie chciałam rozmawiać. Telefon cały
czas dzwonił, a ja ich wszystkich olewałam. Chciałam zostać sama by móc
wszystko przemyśleć.
Ostatnio powoli
zaczęłam przeradzać się w egoistkę. Dosłownie zamieniałam się w damską wersję
Leona. Również mój tata mi to uświadomił wczoraj przy kolacji jak zaczęłam
krytykować go za gotowanie i radzenie sobie w domowych obowiązkach. Był
naprawdę urażony tym co mu powiedziałam. Mama się nawet nie odezwała, bo bała
się, że odpowiem jej coś równie bolącego jak to co rzuciłam do taty.
Zeszłam na dół.
Rodzice siedzieli i jedli śniadanie. Spojrzeli na mnie kiedy zjawiłam się w
kuchni, a później wrócili do spożywania posiłku. Stwierdziłam, że nie zjem dzisiaj
śniadania. To była pewnego rodzaju kara dla mnie za wczorajsze odniesienie się
do mojego taty.
- Tato?
Spojrzał na mnie.
- Chciałabym Cię
przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Wiem, przesadziłam. Ale ostatnio za
dużo rzeczy dzieje się w moim życiu. Wszystko mi się komplikuje i nie umiem
sobie z tym poradzić. Chciałabym być inna, ale nie daje rady. Zmieniam się w
egoistkę. Staję się nowym Leonem w damskiej postaci.
- Cieszę się, że
zrozumiałaś swój błąd. – uśmiechnął się. – A teraz zrób sobie śniadanie i
siadaj.
- Dzisiaj nie zjem
śniadania. Za karę.
- Nancy, wiesz
dobrze, że nie powinnaś opuszczać posiłków. – zwróciła mi uwagę mama.
- To pewnego
rodzaju kara dla mnie. Po części bolesna, ale powinnam ponieść konsekwencje
tego co mówię.
___________________________________________________________________________________
Możecie mnie zabić!
Tak wiem, że rozdział pojawia się naprawdę późno.
Niestety nie miałam ostatnio weny i moje pisanie rozdziału wyglądało tak, że dziennie dodawałam jedno zdanie do niego.
Teraz jest trochę lepiej i może jeszcze dzisiaj wieczorem pojawi się rozdział 19 a jutro 20 i epilog.
Więc w piątek zaczniemy z drugą częścią :)
No i przeczytałam został mi do nadrobienia jeszcze jeden, dlatego też będę się streszczać tutaj. Muszę stwierdzić iż Nan naprawdę przesadza i robi z siebie taką co to nie ona. Przecież wszyscy chcą dla niej dobrze, a ona utrudnia sobie życie xd Ehh ona jest uparta xd Robi z siebie supermena, a zapomina że jest tylko zwykłym człowiekiem. Niech przeprosi Nialla i niech będą szczęśliwi jak Fred i Wilma xd
OdpowiedzUsuń