Następnego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy.
Próbowałam mamę przekonać, że nie jestem dzisiaj w stanie iść do szkoły, ale
ona się uparła.
- Nancy Ariano McCarthy! – krzyknęła, kiedy opowiedziałam
jej o moich planach. – Czy nie uważasz, że to trochę nie stosownie z twojej
strony jeżeli nie pójdziesz dzisiaj do szkoły? Pierwszy dzień już chcesz
opuścić?
- Mamo, to nie tak! – westchnęłam. – Nie chce go opuszczać
celowo. Po prostu nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tej strefy czasowej i
jestem naprawdę wyczerpana. Po prostu chciałabym zostać dzisiaj w łóżku i
odespać. – wytłumaczyłam.
- Wiem, że ci ciężko, ale naprawdę nie powinnaś dzisiaj
zostawać w domu. To jest pierwszy dzień szkoły i nie będzie to miłe dla twoich
nowych nauczycieli jeżeli się nie pojawisz. – kontynuowała.
- Nie sądzę, aby przeszkadzało im to, że zabraknie jednej
osoby. Mają przecież setki innych uczniów, a ja będę dla nich tylko ciężarem. –
powiedziałam i uśmiechnęłam się do mamy.
- Przykro mi. Masz być za 10 minut gotowa. – powiedziała i
wstała od stołu. Zaniosła swoją miskę i kubek do zmywarki i wyszła.
Westchnęłam i skończyłam jeść moje śniadanie. Tak jak
zrobiła to mama, schowałam naczynia do zmywarki i powlekłam się na górę. Umyłam
zęby i nałożyłam makijaż. Ubrałam się i spakowałam książki w torbę. Potem
zeszłam na dół i założyłam buty. Mama czekała na mnie już w samochodzie. Żadna
z nas nie odezwała się podczas podróży do szkoły. Wysiadłam niedaleko szkoły,
bo mamie było nie po drodze zawieść mnie pod samą placówkę. Stwierdziłam, że
spacer mnie trochę orzeźwi. Ruszyłam do szkoły. Kiedy do niej weszłam niewiele
się różniła od mojej poprzedniej w Stanach. Tutaj było trochę inaczej, bo
mieliśmy klasy z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej tak to wyglądało.
Chodziliśmy wszyscy na te same zajęcia a nie jak w Stanach, że każdy miał swój
własny plan. Trafiłam do klasy 10. To była ostatnia klasa w tej szkole. Po niej
zdawaliśmy egzaminy i szliśmy do college’u. Byłam tu tylko na rok, ale kaszana.
Pierwszą lekcją jaką miałam dzisiejszego dnia była matematyka. Odszukałam na
planie salę z numerem 5 i się do niej udałam. Kiedy weszłam praktycznie wszyscy
siedzieli już na swoich miejscach. Czekali tylko na nauczyciela. Od razu
wszystkie spojrzenia pokierowały się na mnie. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
Wtedy zauważyłam, że w moim kierunku idą 4 osoby.
- Cześć! Jestem Eveline O’Donnel! – powiedziała niska
brunetka i podała mi rękę, którą uścisnęłam. – A to jest Blanca Evans i Brian
O’Connor – wskazała na rudą, szczupłą i dobrze zbudowaną dziewczynę, która
wyciągnęła do mnie rękę i się uśmiechnęła. Również ją uścisnęłam. Chłopak,
dobrze zbudowany, nie za wysoki, chociaż wyższy ode mnie, brunet o nieziemskim
spojrzeniu zrobił coś na co nie byłam gotowa. Złapał mnie i mocno przytulił.
- Miło mi Cię poznać! – krzyknął prawie na całą klasę. Po
czym odstawił mnie na miejsce.
- Dziękuję. Naprawdę to miłe z waszej strony. Nazywam się
Nancy McCarthy. – powiedziałam.
- Ładne imię. – stwierdził Brian i szarmancko się od mnie
uśmiechnął.
- Jeśli chcesz możesz usiąść ze mną w ławce. – zaproponowała
mi Blanca, a ja skinęłam głową godząc się na jej propozycję.
Lekcja matematyki naprawdę szybko mi minęła. Na korytarzu
było mega dużo osób. Moi nowi znajomi zaproponowali mi, że poznają mnie z
kilkoma innymi osobami z równoległej klasy. Uśmiechnęłam się i podążyłam za
nimi.
- Hej! Leon! – krzyknęła Eveline i pomachała do mega
przystojnego chłopaka, który stał w rogu korytarza. On uśmiechną się do niej i
do nas podszedł. – To jest Nancy. Jest nowa i od dzisiaj jest u mnie w klasie.
- Miło mi Cię poznać, Nancy. – powiedział i się do mnie uśmiechnął.
Był idealny. Myślałam, że padnę na kolana.
- Mi ciebie również. – odpowiedziałam mu i nie mogłam
powstrzymać rumieńca, który włąsnie pojawił się na moim policzku.
W tym samym czasie dołączyło do nas jeszcze kilka osób z
którymi się zapoznałam. Andrea – mega chuda dziewczyna z nieziemskimi nogami,
była przyjaciółką Leny, nieśmiałej ale za to naprawdę ładnej dziewczyny.
Dowiedziałam, że znają się od przedszkola. Chris i Rick to też byli dobrzy
przyjaciele od przedszkola. Oby dwaj byli przystojni i ewidentnie próbowali ze
mną flirtować. To było zabawne, bo próbowali się prześcignąć w najlepszym
tekście, który mi powiedzieli. Była również Melanie. Miała tak samo na nazwisko
jak ja więc wprowadziło to nas w naprawdę zabawną atmosferę. Była mniej więcej
mojego wzrostu. Miała mocno czerwone włosy. Jej twarz była zaokrąglona i
pokryta piegami. Była śliczna i zauważyłam, że podoba jej się Rick.
Kiedy już się ze wszystkimi zapoznałam, musiałam na chwilę
przysiąść i odpocząć. Wtedy podszedł do mnie Leon. Uśmiechną się do mnie i
usiadł koło mnie.
- Więc jesteś tutaj nowa. – zaczął.
- Tak właściwie to jestem nowa w tej szkole. Urodziłam się w
Mullingar i się tutaj wychowałam. – powiedziałam.
- Tak myślałem. Wyglądasz znajomo. – powiedział i posłał mi
jeden ze swoich nieziemskich uśmieszków. Myślałam, że spalę się ze wstydu kiedy
się zarumieniłam.
- Ty też mi się wydałeś znajomy. Ale naprawdę, nie mam
dobrej pamięci do twarzy. – zaśmiałam się. Chłopak położył swoją dłoń na mojej
i się odezwał:
- Popracujemy nad tym. Masz rodzeństwo?
- Nie. – odpowiedziałam. Nie chciałam zaczynać tego iście
delikatnego dla mnie i mojej rodziny tematu, bo było mi przykro, że taki a nie
inny los spotkał moją mamę.
- Ahm. To przykre. – powiedział.
- A ty masz?
- Niestety. – powiedział i się zaśmiał.
- Dlaczego niestety? – zapytałam.
- Bo mój brat to nadąsany dupek. – odpowiedział. Ja się do
niego uśmiechnęłam. Próbowałam sobie wyobrazić chłopaka podobnego do Leona, ale
jakoś moja wyobraźnia odmawiała mi posłuszeństwa.
- Yhym. No to nieźle. A czemu jest dupkiem? – zapytałam.
- Kiedyś zrozumiesz. – powiedział z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Odwróciłam od niego wzrok. Powiodłam oczami po korytarzu. Ludzie zeszli z drogi i stanęli po dwóch stronach korytarza. Nie wiedziałam co się dzieje. Wyglądało to tak, jakby w naszej szkole pojawiła się królowa. Leon wstał i widziałam jak napinają się jego mięśnie, a żyły na jego szyi stają się bardzo widoczne. Spojrzałam na miejsce w kierunku którego on patrzył. I wtedy go ujrzałam…
______________________________________________________________
Tak jak obiecałam przedstawiam wam 1 rozdział
"I'm still the ony you love" :)
Jeżeli już tu jesteś pozostaw po sobie komentarz :)
To jest dla mnie motywacja do dalszego pisania!
Dziękuję <3
No pierwszy rozdział bardzo ciekawy :) Nie dziwię się Nancy, że nie chciała iść do szkoły pierwszy dzień musiał być dla niej mega stresujący :) Dobrze, że znalazła jakiś znajomych, którzy pomogą jej się zaklimatyzować :)
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna :) Świetnie, że Nancy ma już znajomych. Jestem bardzo ciekawa kto przyszedł, więc lecę dalej czytać :D
OdpowiedzUsuń